Moje Ikony Designu

Co decyduje, o tym że niektóre projekty, przedmioty czy urządzenia pozostają wiecznie żywe, a inne popadają w zapomnienie?

1. FENDER TELECASTER

Gitara, która w pierwszej chwili mniej kojarzy się z rock’n’rollem, niż ikoniczny Stratocaster ale uważam, że to właśnie w Telecasterze zaklęta jest esencja mojej ulubionej muzyki. Jego brzmienie jest cieplejsze, bardziej naturalne, mniej metaliczne, za to tłustsze i brudniejsze, niż sound bardziej popularnego brata. Na tej desce, wystruganej z olchy, jesionu, topoli i sosny, od lat 50. grają dziesiątki znakomitych gitarzystów, z moimi ukochanymi Keithem Richardsem, Joe Strummerem i Bruce’m Springsteenem na czele. Telecaster jest jak piękna, mądra dziewczyna o interesującym wnętrzu, która nie musi dużo mówić, żeby zostać zauważoną. To instrument, na którym nie popisują się herosi gitarowych solówek, w przeciwieństwie do Stratocastera i innych, bardziej ofensywnych gitar przeznaczonych dla „sportowo” grających wirtuozów.

2. EAMES LOUNGE CHAIR

Pierwszy, poważny mebel, jaki kupiłem sobie w życiu, który nie pochodził z taniej sieci albo masowej produkcji. Mimo, że swego czasu kosztował mnie tyle, co używane auto i jego zakup wydawał mi się zbędnym szaleństwem, to uważam, że było warto. Bo ma w sobie coś takiego, co nigdy się nie zestarzeje – ponadczasową elegancję, prosty, uniwersalny styl i jakość wykonania, która powoduje, że mimo upływu lat, wciąż wygląda jak nowy. Nic dziwnego, że od 1956 roku ten fotel produkowany jest w niezmienionym kształcie. Ideałów nie trzeba poprawiać.

3. HARLEY DAVIDSON ROAD KING SPECIAL

Harley to marka, która dzieli motocyklowy świat – jedni nie wyobrażają sobie jeżdżenia na czymkolwiek innym i traktują ten brand niemal jak religię, inni wytykają firmie z Milwaukee technologiczne zacofanie, parametry nie nadążające za dzisiejszymi standardami i wyrafinowanie konstrukcji porównywalne bardziej z robotą kowala, niż inżyniera. Przez długi czas byłem w tej drugiej grupie, natomiast odkąd poznałem bliżej te motocykle, nauczyłem się je doceniać i autentycznie lubić. Owszem, są ciężkie, niezbyt szybkie i wymagają silnej ręki ale odwdzięczają się poczuciem, że obcujesz z maszyną, która ma duszę i lata pięknej historii za sobą, a nie tylko osiągi. Modelem, który „leży” mi najbardziej jest Road King Special z ostatnich lat produkcji, który nie krzyczy chromami i nie powiewa skórzanymi frędzlami. Jest zwarty, elegancki i silny zarazem, jak kulturysta w dobrze skrojonym garniturze.

4. PATEK PHILIPPE NAUTILUS

Nie jestem wielkim znawcą i fanem zegarków, natomiast kilka modeli szczerze mnie zachwyca. Jednym z nich jest Nautilus, który w moim mniemaniu wyczerpuje to, czym męski zegarek może i powinien być. Kiedy pojawił się na rynku ponad 40 lat temu, uznawany był za odważny i awangardowy, również ze względu na stalową bransoletę, która szokowała w lidze eleganckich zegarków z najwyższej półki. Dziś ujmuje przede wszystkim subtelnością, a zarazem surowością designu, który pasuje zarówno do sportowego stroju, jak i wieczorowego garnituru. A przy tym jest znakomitą lokatą kapitału – odkąd kupiłem swój egzemplarz, zdrożał już o ponad połowę. Dlatego obecnie częściej trzymam go w sejfie, niż na nadgarstku.